Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/199

Ta strona została przepisana.

— Siadaj Karolu Fedorowiczu i czytaj.
Toll przeczytał zeznanie Oboleńskiego, aresztowanego razem z Rylejewem.
— Jak myślisz! Czy można darować winę niższym członkom związku i tym nieszczęsnym młodym ludziom.
— Toll nic nie odrzekł, nie pierwszy to raz cesarz go pytał o to.
— Biedni, biedni nieszczęśnicy — westchnął cesarz — odpowiedzialni za nich jesteśmy przed Bogiem. I za cóż ich karać, skoro błędy ich to błędy całego naszego wieku. Nie gubić ich trzeba, ale ratować. Przecieżem nie kat, ani morderca. Czyż nie rozumiesz Toll, że ja nie mogę, żadną miarą nie mogę. Czyż nie widzisz, że mi się serce rozdziera.
— Rozpłacze się jeszcze — pomyślał Toll, nie wiedząc, co robić z oczyma.
Na prostackiej jego, lecz uczciwej twarzy, pruskiego kaprala, malowała się cierpliwa nuda z jaką słuchać musiał utyskiwań cesarza.
A cesarz biadał jeszcze długo gadatliwie, z tą rozlewną czułostkowością, którą wziął w dziedzictwie po matce. Przymierzał różne maski przed Tellem, jakby stał przed zwierciadłem.
— No, jakże myślisz przyjacielu? jak myślisz? czy można im darować?
— Wasza cesarska mość — odrzekł Toll, który wreszcie nie wytrzymał i rzucił się tak, że aż krzesło pod nim zatrzeszczało. — Darować zawsze będzie czas, lecz nie można uwalniać nawet najmłodszych członków, dopóki się nie odkryje głównych sprężyn i podżegaczy całego zaburzenia. Do tego czasu należy wszystkich bez wyjątku poddać surowym przepisom, jakie nakazuje usta-