Powrócił wieczorem i opowiadał nam; on i was tam widział.
Urwała nagle i pochyliwszy się nad nim przyłożyła twarz swą do jego twarzy, potem ukryła ją w poduszce i zapłakała.
— Przestań Marynko! Nie płacz najmilsza dzieweczko moja, przecież jesteśmy razem i już nigdy...
Chciał powiedzieć nie rozstaniemy się już nigdy, lecz wiedział, że to nieprawda, że nie wolno mu jej łudzić, że ona wie o wszystkiem nietylko o tem co było, lecz i o tem co będzie i płacze nad nim, jak żywy nad umarłym na wieczne pożegnanie.
Gdzie twój luby? Gdzie twój miły?
Komu dasz dziewiczy wieniec?
Dom mój, trumna pod mogiłą
Zimny trup twój oblubieniec.
Przypomniał, jak czytał niegdyś te wiersze Zofii Naryszkin.
— A ot i śniadanie — zwiastował Foma Fomicz, wchodząc z tacą.
Marynka zerwała się i wybiegła; staruszek spojrzał na nią, pokiwał głową i westchnął, potem przeniósł wzrok na Golicyna, lecz nie rzekł nic, czując widocznie, że niema go czem pocieszyć i że łudzić go niema prawa.
W czasie śniadania, chcąc rozerwać chorego, opowiadał mu o rzeczach ubocznych, o wykupie Czeremuszek, o talentach doktora, który go leczy, o chorobie babuni, która dowiedziawszy się o buncie, zasłabła i przelękła się tak, że omal nie dostała apopleksyi. Położywszy się do łóżka, nie kazała wpuszczać do siebie nikogo ze służby,