Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/222

Ta strona została przepisana.

bojąc się, jak mówiła, by nie zarznęli, pamiętała bowiem czasy Pugaczewa.
— A to wszystko Martyszki narobili — rzekł wkońcu.
— Co za Martyszki? — spytał Golicyn.
— Martyniści — objaśnił Foma Fomicz. — Dzierżawin o nich pisze. Martyniści, masoni i inni bezbożni wolnodumcy, brykali, brykali i dobrykali się, będzie u nas to samo co we Francyi.
Golicyn uśmiechnął się, a staruszek na to tylko czekał. Wysunął z kieszeni gazetę, dodatek nadzwyczajny do Petersburskich Wiadomości, gdzie było urzędowe sprawozdanie z wypadków 14 grudnia.
Golicyn chciał przeczytać, lecz Foma Fomicz nie pozwolił na to i sam wyjął z kieszeni futerał z okularami, założył je na nos, wytarłszy poprzednio starannie szkła, i czytać począł głośno.
»Wczorajszy dzień stanie się bezwątpienia epoką w dziejach Rosyi — czytał staruszek swym cichym, jakby odległym głosem. W dniu tym mieszkańcy stolicy dowiedzieli się z uczuciem radosnej nadziei, że cesarz Mikołaj przyjmuje koronę swych przodków. Lecz podobało się opatrzności dopuścić, by radość dnia tego zamąconą została pożałowania godnem zajściem«.
Dalszy opis przedstawiał bunt, jako małe, nieznaczące zaburzenie wojsk na paradzie.
»Dwie zbałamucone roty ustawiły się w czworobok przed gmachem senatu, pod przewództwem siedmiu, czy ośmiu oficerów i kilku nikczemnego wyglądu fraczkowych cywilów...«
— To właśnie o mnie mowa — uśmiechnął się Golicyn.
Foma Fomicz odpowiedział mu takimże uśmiechem, rzucając mu spojrzenie z pod okularów.