Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/23

Ta strona została przepisana.

jechał już na jego spotkanie, lecz obie te pogłosaki były zmyślone. Kuryerzy latali z Petersburga do Warszawy, z Warszawy do Petersburga, bracia wymieniali z sobą wiele listów, lecz żadna decyzya nie zapadła.
— Czas by już zakończyć te uprzejmości — szemrali dygnitarze.
— Kiedyż wreszcie dowiemy się, kto jest naszym monarchą, niecierpliwiła się cesarzowa Marya Fiedorówna.
— Na tronie naszym króluje trumna, szeptali z ubolewaniem lojalni poddani.
Nazajutrz po przysiędze, w oknach magazynów na Newskim prospekcie, wystawiono portrety nowego cesarza. Ludzie kupili się przy tych wizerunkach. Na portretach cesarz był szpetny, a w naturze jeszcze bardziej. Nos zapadły jak u Pawła I., duże wyłupiaste niebieskie oczy, brwi prawie białe, nastrzępione kosmykami i takież prawie włosy w nasadzie nosa, w chwilach gniewu, jeżyły się szczeciniasto. Ręce długie po kolana jak u małpy, robiły wrażenie, że mógłby chodzić na czterech łapach... Wogóle podobnym był do olbrzymiej małpy, przypominającej człowieka. Przypominano sobie słowa o nim babki, cesarzowej Katarzyny, która skarżąc się na niego mówiła. »Na ulicy nawet zachowuje się tak nieprzyzwoicie, że czekam tylko kiedy go zbiją; nie rozumiem skąd wziął się w nim taki podły sankiulotyzm, poniżający go wobec wszystkich«.
Listy swoje do nauczyciela Francuza Laharpa podpisywał l’ âne Constantin. Nie był jednak wcale głupi, a tylko udawał wybornie durnia, aby go zostawiono w spokoju, i nie podsuwano mu korony. »Despotyczny wicher« — mówili o