Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/239

Ta strona została przepisana.

— Nie! on sam.
— A! sam. No! a Pestel, Murawiew, Bestuzew, w drugiej armii jest także spisek, czy wiedziałeś o nim?
— Wiedziałem.
— No mów! mów, wszystkich wymień. Trzeba wszystkich ratować, by nie padły znów daremne ofiary. Powiesz?
— Powiem. I pocóżby się syn miał ukrywać przed ojcem. Mogłem być waszym wrogiem, lecz nie jestem podłym i skoro wierzę wam, to całkiem. Przed chwilą jeszcze nie wierzyłem, a te- wierzę, Bóg widzi. Pytajcie.
Mówił wciąż na klęczkach, a cesarz się pochylił ku niemu i szeptali do siebie, jak spowiednik z pokutnikiem, lub jak dwoje kochanków.
Rylejew wymieniał wszystkich, wszystkich wydawał, imię za imieniem, tajemnicę za tajemnicą...
Zdawało mu się czasem w ciągu tej spowiedzi, że słyszy szelest portyery wiszącej na drzwiach, oglądał się niespokojnie, a raz i cesarz sam wstał i poszedł ku drzwiom, jakby się bał, czy kto nie podsłuchuje.
— Nie! Niema nikogo, sam widzisz — rzekł cesarz, rozsuwając portyerę tak, że Rylejew mógł zobaczyć prawie całą przestrzeń, choć nie całkiem.
— No cóż! zmęczyłeś się — rzekł Mikołaj, rozumiejąc, że nie należy przeciągać struny.
— No dość już! idź już odpocznij, jeśli zapomniałeś o czem, to mi jutro powiesz. A jakże w twojej celi? czy nie brakuje czego? może ciemno lub wilgoć.
— Nie! nic mi nie trzeba, gdyby tylko z żoną...