Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/243

Ta strona została przepisana.

Na kartce nabazgrane było niewyraźnie po francusku: »Koniecznie muszę widzieć was, Golicyn, przyjmijcie mnie, bo i tak nie odejdę«. Podpisu nie było, a pismo było nieznajome, mimo to Golicyn zgodził się przyjąć go.
Skoro tylko wszedł do pokoju, Golicyn poznał go odrazu po blado-niebieskich, wypukłych oczach i rzucił się ku niemu z okrzykiem:
— Küchla!
— Poznałeś mnia!
— Zrzuć tylko brodę, odepnij brodę, całkiem na żydka wyglądasz.
— Nie mogę zdjąć, bo przyklejona.
Skoro Foma Fomicz uspokojony wyszedł, Golicyn posadził przy sobie gościa.
— No! teraz mów.
Küchelbeker zaczął opowiadać, że wszyscy prawie spiskowcy aresztowani, a kogo nie wzięto, ten sam się zgłasza. Naznaczona jest naczelna komisya śledcza, lecz cesarz sam kieruje sprawą. Nie będą więźniów oszczędzać. Jedni ulegną karze śmierci, drudzy pójdą na zesłanie, lub zgniją po turmach.
— Żyją wszyscy? — spytał Golicyn.
— Tak, wszyscy; nikt nawet nie jest ranny.
— Cud! stali przecie pod takim ogniem.
»Może to nie napróżno — pomyślał — może los zachował nas na trud większy od śmierci«.
— No! a co słychać z południową armią i kaukaskim korpusem?
— Wszystko stracone, niema już na co liczyć. No! a teraz rzecz najważniejsza, czy chcecie ze mną uciekać?
— Z wami? A! w samej rzeczy, wspaniała będzie ucieczka. Wyście właśnie do takich rze-