Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/279

Ta strona została przepisana.

teraz drugiego. W Rosyi jest tortura; jednego już zamęczyliście, teraz drogiego. Obu razem! Żyły wypruwacie! Wypruwajcie! Owszem, torturujcie! Przypiekajcie! Podli! Wy, podli, podli katy! Oprawcy! — krzyczał Golicyn w szaleństwie, topiąc nogami i zaciskając pięście.
Lewaszew uchwycił go za ręce, lecz on wyrwał się, odtrącił go i pobiegł, krzycząc, nie wiedząc gdzie i poco. Przemknęła mu przez głowę myśl, aby zabić zwierza, a jeśli nie zabić, to zelżyć go, zbić, plunąć mu w twarz.
— Łapaj — krzyczał Lewaszew do dwóch żołnierzy, wciąż jeszcze stojących u drzwi, co drugi w końcu sali nieruchomo, jak dwa posągi.
Na krzyk Lewaszewa posągi ożyły, zrozumiały, pojęły i rzuciły się pędem w pogoń za Golicynem.
— Mikulin! Mikulin! — krzyczał dalej Lewaszew z takim lękiem w głosie, jakby za mało było trzech ludzi dla rozprawienia się z jednym.
— Jestem wasza wielmożność — odparł, wyrastając, jak z pod ziemi, dyżurny pułkownik Mikulin, a z nim wkroczyło pięciu mołojców z jednej gwardyi, w miedzianych kaskach i pancerzach, cała armia na jednego bezbronnego.
Obstąpili go, osaczyli, okrążyli, ktoś objął go z tyłu tak mocno, że prawie dech utracił, ktoś inny dusił go za gardło, ktoś bił go po twarzy, lecz on mimo wszystko nie poddawał się i bronił się z rozpaczliwą siłą, jaką obdarza szaleństwo.
Gdzieś w dali przemknęła twarz cesarza, lecz znikła natychmiast.
W tem z przyległej sali dobiegł go krzyk. Golicyn poznał głos Ryjewskiego, lecz ani wtedy,