Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/283

Ta strona została przepisana.

wydał mu się sympatyczny, a rabe twarze żołnierskie, wydały mu się takie poczciwe, że gotów był każdego ucałować.
Zauważył nieznaną sobie pomarańczową wypustkę na mundurze adyutanta.
— Widocznie zmienili z powodu nowego panowania — pomyślał, z tą samą dziwnie bezmyślną radością.
Wstyd mu nieco było, że tak okropnie stchórzył, lecz i wstyd ten rozpływał się w rozradowania.
Jegor Michajłowicz! Zaprowadzić go do Aleksiejewskiego fortu — rozkazał Sukin Poduszkinowi, a ten związał w dwóch końcach chustkę i nałożył ją na głowę Golicyna, tak aby mu oczy zakryć.
Więzień wstał, sachwiał się i omal nie upadł, bo nie przywykły był chodzić w kajdanach. Chwycili go pod ręce, wywiedli na podwórze i wsadzili do sani. Poduszkin siadł obok niego i objął go w pół. Sanie często zmieniały kierunek, kręcąc się widocznie w ciasnych uliczkach twierdzy między bastjonami.
Wyjrzawszy jednem okiem z pod opaski, Golicyn zobaczył zwodzony mostek, rzucony przez rów i jakby bramę w grubym kamiennym murze.
— Gdzie mnie wieziecie? Do Aleksiejewskiego okopu? — spytał Poduszkina.
— Nie troszcie się o kwaterę, stancyjka będzie wyborna — uspakajał go Poduszkin, poprawiając mu przewiązkę na oczach.
Golicyn przypomniał sobie, co słyszał o tym forcie, do którego wsadzano tylko tak zwanych »zapomnianych« i że z niego nikt nigdy nie wyszedł, lecz w porównaniu z torturą wieczne wię-