rzadkiego zwierza i zdało się Golicynowi, że w okienku przemknęła twarz, wielkiego księcia Michała Pawłowicza.
Na ścianach izby widać było w pół zatarte rysunki i napisy, które widocznie kazano więźniom wyskrobać, lecz ślady ich zostały, zagrobowe pamiątki poprzednich więźniów. Niektóre z nich ocalały. Jeden z rysunków, wyobrażał kobiecą główkę, pod którą wypisano wiersz:
Tyś mi na ziemi bóstwem była
Lecz już odeszłaś w wieczną dal
Módl się tam za mną....
Dalszy ciąg wytarto, zostały tylko słowa: »Ujrzeć cię jeszcze«.
Dalej znów rysunek głów męskiej i kobiecej. Pod męzką wypisane było: »Bracie zdecydowałem się na samobójstwo«, a pod kobiecą: »Żegnaj maman na wieki«, a dalej słowa ewangelii: »W ciemnicy byłem i nawiedził mnie«.
Otworzyły się drzwi i wszedł duchowny, szeleszcząc wspaniałą jedwabną rasą z krzyżem na piersiach i zawieszonym orderem.
— Czy mam honor widzieć kniazia Waleryana Golicyna — zapytał ceremonialnie, zatrzymując się u drzwi.
— Proszę, bądźcie łaskawi wejść ojcze — odparł Golicyn.
»Skoro przysyłają mi popa, więc nie tortura a kara śmierci — pomyślał i przypomniał mu się wielki inkwizytor z don Karlosa Szillera«.
Chciał powstać na spotkanie gościa, ale zachwiał się, głośno brzękając kajdanami. Duchowny poskoczył ku niemu i podtrzymał.