kręcone, żółtawe oczy ukośne wąsko przecięte, chytre i drapieżne.
— Przechytra bestya — myślał Golicyn — nie próżno mówią o nim, że samego Napoleona w pole wyprowadził.
— Raczcie dziś wyznać całą prawdę, wymienić nazwisko towarzyszy, które i tak znane są już władzom, a wyznanie to potrzebne jest tylko dla was samych, aby ulepszyć wasze położenie.
— Miałem już zaszczyt zeznawać przed jenerałem Lewaszewem wszystko, co wiem o sobie, wymieniać nazwiska innych uważać za sprzeczne z honorem.
— Sprzeczne z honorem? — powtórzył Czerniszew z udanem oburzeniem. — Pan przecież nie masz pojęcia o tem, czem jest honor. Kto narusza przysięgę, powstaje przeciw swej prawowitej władzy, niema prawa mówić o honorze.
Golicyn spojrzał na niego tak, że ten odrazu pojął. »Łatwo ci się znęcać nad zakutym w kajdany więźniem, plugawy nikczemniku«. Czerniszew pobladł pod swym malowanym rumieńcem, lecz nic nie rzekł, a tylko przełożył nogę za nogę i pokręcił palcami swój wymuskany wąsik.
— Upieracie się przy swojem i chcecie w nas wmówić, że nie wiecie o niczem, my jednak przedstawić wam możemy dwudziestu świadków, którzy wam dowiodą prawdy, a wtedy nie liczcie na pobłażanie, nikt was oszczędzać nie będzie.
Golicyn milczał i myślał znudzony. »Co za głupia komedya«.
— Posłuchajcie książę — rzekł jeszcze Czerniszew, podnosząc na niego po raz pierwszy swe wąskie, żółte oczy, błyszczące w tej chwili od złości już nie udanej. — Jeśli się będziecie dalej
Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/302
Ta strona została przepisana.