— Ci panowie — rzekł Golicyn, podnosząc obie skute ręce i ukazując najpierw Tatiszczewa, potem Kutuzowa, ci panowie dobrze wiedzą o kim mówię.
Wszyscy osłupieli, zrobiło się tak cicho, że słychać było wyraźnie trzeszczenie gorejących świec.
— Nie wiecie? No to ja wam przypomnę carobójstwo z 11 marca 1801.
Tatiszczew zsiniał, Kutuzow pozieleniał, gdyż obaj brali udział w morderstwie cara Pawła pierwszego i wszyscy obecni wiedzieli o tem dobrze.
— Precz! piecz! zabrać — krzyknęli obaj zrywając się i odżegnując się ruchami rąk.
Poduszkin przybiegł do aresztanta i narzucił mu kołpak na głowę, konwojowi pochwycili go pod ręce i wyprowadzili z sali, ale i pod kołpakiem Golicyn śmiał się jeszcze tryumfującym śmiechem.
Następnego ranka komendant Sukin przyniósł Golicynowi zapieczętowaną kopertę z piśmiennemi pytaniami, papier, atrament i pióra.
— Nie spieszcie się z odpowiedzią, namyślcie się pierwje — rzekł oddając mu paczkę.
Dnia tego podano mu tylko chleb i wodę. Zrozumiał, że to kara za wczorajsze.
Późnym wieczorem wszedł sztabs-adyutant Trusow i położył na stole białą pszenną bułeczkę apetycznie przyrumienioną, podobną do tych, które niemieccy piekarze nazywają »różyczką«.
— Zjedźcie na zdrowie.