Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/312

Ta strona została przepisana.

Pawła pierwszego, a potem wyszedł i teraz mi się nie kłania i z wami tak będzie, wszystko się dobrze skończy.
— Czytaliście Kandida? Jegorze Michałowiczu?
— To niby tak, wedle nosa, mam istotnie wraz z Kandidem ten przywilej; nie wolno tykać nosa.
Golicyn pamiętny na maszynkę zmuszającą do jadła i mieszek zaczął jeść po tej rozmowie. Niekiedy zachodził do niego komendant Sukin. Siwy krótko przystrzyżony z grubą prostacką twarzą, przypominającą starego mopsa, oparty na swej drewnianej nodze, wołał już zdaleka:
— Ja, panie mój, tak myślę, że jeśli gdzie na świecie można żyć szczęśliwie, to w naszej Rosyi; tylko nie zaczepiaj nikogo, to swobody nigdzie nie zaznasz takiej, jak u nas i wiek przeżyjesz szczęśliwie, jak za królestwa Bożego — przerywał, a nie doczekawszy odpowiedzi przekładał dalej.
— Wy, moi panowie, lekkomyślnieście sobie poczęli. Rosya jest tak olbrzymim krajem, że nie może być rządzoną inaczej jak samowładnym rządem. Gdyby się wam udał zamach 14 grudnia, powstałaby z tego taka kasza, że sami bylibyście nie radzi. — Przerywał mowę wpatrując się badawczo w Golicyna i zaczynał na nowo.
— Och, młodzieńcze! młodzieńcze! serce się krwią zalewa, patrząc na was, miejcie sami litość nad sobą i nie upierajcie się w milczeniu, a skoro odpowiecie jak należy na pytania, monarcha zmiłuje się może i wszystko będzie dobrze.