W pokoju tym, znajdował się doktor Jelkau i felczer Hieronim Pantalejewicz. Golicyn dowiedział się potem, że obaj siadywali tu zawsze w czasie posiedzeń komisyi, bo przesłuchiwanych wynoszono często bez czucia, więc tu puszczali im krew.
Z początku głosy z komisyi dochodziły stłumione, lecz potem otworzono drzwi i słychać było dokładnie, co mówią.
— Wyście, zdaje się, skłamali, Kachowski, spotwarzając niewinnego.
— Ja spotwarzyłem? Ja? Jestem, być może, zbrodniarzem, ale nikczemnika i potwarcy nikt ze mnie nie zrobi. Sami zawinili, a teraz mnie oskarżają, robiąc ze mnie mordercę. Całowali, błogosławili, a teraz jak złodziejem poniewierają. No dobrze, wszystko jedno, skoro na mnie składają, ja się wypierać nie będę. Ten...
Golicyn zrozumiał, że »ten,« to znaczy Rylejew. Kachowski tak go nienawidził, że nie chciał wymówić jego nazwiska.
— Ten mię obrazić nie może, nie poniży mnie bardziej od siebie; jedno tylko powiem, ja tego człowieka nie znam i nigdy go nie znałem.
— Tak! Ale na główne pytanie dosadnie odpowiedzieliście, kto zabił hrabiego Miłoradowicza?
— Miałem już honor objaśnić, wasza wielmożność, że wystrzeliłem, lecz nie ja jeden, strzelał cały czworobok — a kniaź Oboleński zadał mu ranę bagnetem. Czy ja zabiłem, czy kto inny, nie wiem i nikt nie zmusi mnie do innej odpowiedzi. Proszę mnie więcej nie pytać, bo odpowiadać nie będę.
— Lepiej nie zapierajcie się, Kachowski, na was wszyscy wskazują.
— Jacy wszyscy?
Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/319
Ta strona została przepisana.