Opamiętałem się; czułem, żem odmroził sobie palce od mrozu na kolbie karabinu. A tamci bili wciąż, przestawali i znów bili.
Kuźmin za każdym razem wbijał szpadę w ciało Gebla tak głęboko, że dobywał ją z wysiłkiem. Lecz mimo to zdawało się, że szpada przebija nawskróś ciało jego, nie przynosząc mu szkody, jakby to było ciało upiora; zdawało się, że to już nie Gebel, a ktoś drogi, nie ulegający śmierci.
— Twarde ma djabeł życie!
Wreszcie, gdy wszyscy go na chwilę odstąpili, on na w pół przytomny, szedł zataczając się ku wrotom i wyszedł na ulicę.
Taż obok stała karczma, a przed nią sanie chłopskie. Zwalił się na nie; konie same ruszyły i zawiozły go do gospodarza zarządcy wsią i tam zdjęto go z sani, przechowano i odesłano do Wasilkowa.
Gebel otrzymał trzynaście ran ciężkich nie licząc mnóstwo lekkich i mimo to wyżył i prawdopodobnie przeżyje nas wszystkich.
Tak to obdzieliliśmy się krwawą hostyą.
Skoro oficerowie oświadczyli żołnierzom, że jestem wolny, wielka była radość wśród nich, i gotowi byli pójść za mną wszędzie gdzie ich powiodę. W tymże dniu więc 29 grudnia, wyruszyłem z piątą rotą na Wasilków.
Dnia trzydziestego po południu, stanęliśmy pod miastem. Wystawiono przeciw nam kordon strzelców, lecz gdyśmy się już tak zbliżyli, że widać było twarzę żołnierzy, ci krzyknęli ra-