Niedawno przeglądając listy Natalii, znalazł własne notatki, które jej chciał przesłać, dotyczące przeważnie spraw gospodarskich i interesów.
»Trzeba wnieść w lombardzie 700 rubli. Krawcowi żydowi Jachimkowi oddaj dług, jeśli się dowiesz, że Kachowski nie może zapłacić. Akcye moje leżą w biurku, w górnej szufladzie z lewej strony. Na wsi cały owies i siano sprzedaj. Należałoby odprawić starostę Konona, choć szkoda, bo staruszek uczciwy, jakiego dziś nie znajdzie«.
Jak człowiek patrzący na swój dawny portret, tak on zdziwił się czytając:
— Czy to ja?
Zrobiło mu się ckliwo!
Nadno mi! tak mi istność zbrzydła!
Jak na obczyźnie dni się wloką.
Któż mi gołębie przypnie skrzydła?
Bym lecić mógł, choć w noc głęboką,
Świat ten mogilnym tchnie wyziewem.
Więc dusza z ciała rwie się rada...
Wyziewem śmierci tchnęło życie. Widocznie nietylko umarli cuchną żywym, lecz i żywi umarłym.
Spojrzał na obraz. Czy by się nie pomodlić? Lecz nie; z tem już skończone. Modlitwa dziś westchnienie. Modleniem się będzie, gdy zatchnie się z pętlą na szyi.
Znów o czemś pomyślał, lecz tak dziwnie, jak by całkiem bez myśli. Myśli swych nie widział, jak przy szybkim oblocie koła nie widzi się szprychów. Powtarzał tylko w duchu z wzrastającem zdumiemiem:
— Więc to to? Więc to tak jest!?