Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/377

Ta strona została przepisana.

— Czy wierzy pan w Boga? panie Pestel.
— Jakby panu powiedzieć; sercem nie wierzę, lecz rozumem wiem, że musi istnieć coś takiego, co ludzie nazywają Bogiem. Bóg potrzebny jest dla metafizyki, jak dla matematyki zero.
Schrecklich! Schrecklich! — wyszeptał Reinbot i mówić zaczął o nieśmiertelności i życiu zagrobowem.
Pestel słuchał jak człowiek, któremu chce się spać, a wreszcie przerwał z uśmiechem:
— Szczerze mówiąc, mnie i to życie już dokuczyło. Prawo rządzące światem sprowadza się do jednego pojęcia tożsamości. Istnieję ja, Paweł Iwanowicz Pestel, nic tylko ja, Paweł Iwanowicz Pestel, i tak już przez 33 lata, wciąż to samo. Nuda nieznośna. Nie! Już lepiej nic; tam nic i tu nic. Dobry sen, to sen bez marzeń, dobra śmierć, bez przyszłego życia. Ja już bardzo snu spragniony jestem, panie pastorze.
Schrecklich! Schrecklich!
Odmówił stanowczo przyjęcia komunii.
— Bardzo dziękuję wam, panie pastorze, ale ja tego wcale nie potrzebuję.
Skoro Reinbot zaczął go przekonywać i próbował obudzić w nim skruchę, rzekł, tłumiąc ziewanie:
Aber mein lieber Harr Reinbot wollen wir doch uns besser über die politik unterhalten — i zaczął mówić o angielskim parlamencie.
Reinbot wstał.
— Wybacz pan panie Pestel, ja nie mogę mówić o takich rzeczach z człowiekiem idącym na śmierć.
Pestel także wstał i podał mu rękę.
— No cóż! Dobrej nocy panie Reinbot.