Nikt nie pojął oczywiście, co chciał przez to wyrazić, że szala to jest, na której ważą się losy Rosyi.
Do słupów szubienicznych przyjechali konno dwaj jenerałowie Kutuzow i Czerniszew i spierali się o wytrzymałość powrozów.
— Za cienkie — twierdził Czerniszew.
— Nie są za cienkie — przeczył Kutuzow, na cienkich łatwiej zacisnąć pętlę.
— A jeśli urwą się?
— Zmiłujcie się, worki z piaskiem ośmiopudowe wieszali na tem i powróz wytrzymał.
— Sami jeździliście na próbę.
— Tak, bytem sam obecny.
— No oczywiście wasza wielmożność lepiej się na tem rozumie — uśmiechnął się jadowicie Czerniszew, na co Kutuzow sponsowiał, zrozumiawszy aluzyę. Cara umiał zadławić, więc i tych carobójców powiesić potrafi.
— Nie zapomniałeś sadła? — krzyknął gromko na kata.
— Minz ruanz, minz ruvanz! — wybełkotał czuchoniec, ukazując na szaflik z sadłem.
— Więc nawet nie umie mówić po rosyjsku — zauważył Czerniszew, oglądając ciekawie kata przes lornetkę.
Był to mężczyzna lat około czterdziestu, o białych niemal brwiach i z zapadłym noskiem, dziwnie przypominający cara Pawła I. Wzrok nawet miał podobnie jak u tamtego obłędny.
— Niedołęga jakiś, z rąk mu wszystko leci. Skądżeście takiego durnia wyszukali?
— A wybyście kogoś mądrego polecili do tej roboty — odciął się Kutuzow.
W tej chwili pięciu skazańców przekraczało próg twierdzy. Próg ten w bramie wchodowej
Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/387
Ta strona została przepisana.