Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/391

Ta strona została przepisana.

Chciał jeszcze coś dodać, lecz nie mógł.
— Jak rozbójników wiedziecie nas, ojcze Piotrze — rzekł Murawiew.
— Tak, tak, jak rozbójników — powtórzył zająkując się ojciec Piotr, lecz nagle przeobraził się i rzekł mocno zaglądając Murawiewowi w oczy.
— Zaczem powiadam ci, dziś jeszcze będziesz ze mną w raju.
Murawiew ukląkł i mówił żegnając się:
— Boże! zbaw Rosyę, zbaw Rosyę, zbaw Rosyę.
Pochylił nisko głowę i ucałował ziemię a potem krzyż.
Bestuzew powtarzał wszystkie jego ruchy jak cień, lecz widocznem było, że nie zdaje sobie sprawy ze swych postępków.
Pestel przystąpił do krzyża, mówiąc:
— A i ja choć nie prawosławny, proszę abyś pobłogosławił mnie ojcze Piotrze na daleką drogę.
Także ukląkł. Ciężko, powoli jak we śnie, podniósł rękę i przeżegnał się i pocałował krzyż.
Po nim uczynił to samo Rylejew, czując zawsze na sobie kamienno-tłoczący wsrok Kachowskiego.
Kachowski wciąż jeszcze stał na stronie i nie zbliżał się do ojca Piotra, aż ten sam do niego przystąpił.
Kachowski osunął się na klęczki, powoli jakby niechętnie i równie powoli przeżegnał się i pocałował krzyż. Potem nagle zerwał się, objął za szyję Ojca Piotra i ściskał go mocno jakby go chciał udusić. Wypuściwszy z objęć Mysłowskiego, obejrzał się w stronę Rylejewa i oczy ich spotkały się,
»Nie pojmie« — myślał Rylejew i ciężar tłoczący, który miał na duszy, wzrósł jeszcze i