Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/42

Ta strona została przepisana.

— Poczekajcie jeszcze, jak prawidłowiej?
— Drugi przypadek, wasza wysokość, »brzemienia, włożonego«.
— Ach tak, drugi przypadek, no tak, to nie trzeba poprawiać — zaczerwienił się Mikołaj, który nigdy nie był silny w rosyjskiej gramatyce.
I znów wydało ma się, że Sperański śmieje się z niego w duchu, jak z małego smarkacza.
»Dla utwierdzenia nas w zbawiennych zamiarach, by żyć wyłącznie dla dobra ukochanej ojczyzny, za przykładem opłakiwanego przez nas monarchy, gdyż panowanie nasze będzie przedłużeniem jego panowania, i spełni się wszystko to, czego on pragnął dla dobra Rosyi, przyczem święta jego pamięć żywić w nas będzie dążenie i nadzieję osiągnięcia błogosławieństwa Bożego i miłości ludów naszych«.
Manifest podobał mu się, lecz nie zdradził ani cienia uznania, a przeciwnie, napuszył się bardziej jeszcze. Wziął pióro dla podpisu, ale odłożył je, pomyślał bowiem, że należałoby westchnąć do Boga w tak ważnej chwili, zakrył oczy ręką i przeżegnał się, lecz jak zwykle, gdy myślał o Bogu, przedstawiła mu się tylko czarna pustka, z czemś srogiem i najeżonem, co nie odezwie się i nie odpowie, choćbyś jak wołał i wzywał. Podpisał więc, o niczem już nie myśląc i tylko spytał:
— Dziś trzynasty?
— Tak, najjaśniejszy panie! — odpowiedział Sperański.
— A jutro poniedziałek? — namarszczył się Mikołaj i położył datę 19.
— Mam szczęście pozdrowić waszą cesarską mość, przy wstąpieniu na tron, a raczej przy zstąpieniu — przemówił Łopuchin, całując go w ramię.