Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/46

Ta strona została przepisana.

bratni; być może idę na zgubę, lecz nie wolno mi postąpić inaczej. Niosę z siebie ofiarę dla brata, i pełnić będę wolę jego jak wierny poddany. Lecz co będzie z Rosyą?
Mówił jeszcze długo, gdyż łzawa ta rozlewność, była również jedną z jego właściwości, odziedziczonych po matce.
Benkendorf czekał końca, tłumiąc nudę.
— No. A co słychać w mieście? — spytał Mikołaj całkiem już innym, suchym tonem, ocierając chusteczką suche oczy.
I znów jakby spadła z niego maska, w miejsce której wdział drugą.
— Całkiem cicho! wasza cesarska wysokość, lecz wielce jest możliwem, że to cisza przed burzą.
— Zawsze więc burzy czekasz?
— Czekam najjaśniejszy panie. Liczba niezadowolonych znaczna, rewolucya już wre w umysłach.
— A! Rostowcow tak mnie wczoraj zaskoczył, że nie spytałem o nazwiska. Trzeba poznać nazwiska i zarządzić aresztowanie.
— Nigdy! wasza cesarska wysokość, żadnych aresztowań, bo się cała szajka rozleci, a i w pierwszym dniu panowania nie wypada mącić pogody.
— A jeśli zaczną działać?
— Wtedy i aresztowania nikogo nie zadziwią. Cicho, lekko, ostrożnie, nie trzeba ludzi drażnić, i tak dość macie wrogów.
— Za to jednego przyjaciela — zawołał Mikołaj, ściskając mocno jego rękę.
Zbliżył się do biurka, odsunął szufladę i wyjął z niej paczkę z napisem »Poufne i ważne. Do rąk własnych jego cesarskiej wysokości«. Był to