Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/47

Ta strona została przepisana.

przywieziony wczoraj z Taganroga, donos generała Dybicza.
— No przeczytaj, tu jest cały spisek.
— W drugiej armii tajne stowarzyszenie podpułkownika Pestla — rzekł Benkendorf, nie otwierając paczki.
— A ty już wiesz? Ot jaki! Arszyn pod ziemią widzi — zdziwił się i prawie zląkł Mikołaj.
— Wiem, wasza cesarska mość, jeszcze w 21 roku miałem szczęście złożyć o tem doniesienie, jego cesarskiej mości nieboszczykowi.
— A on co na to?
— Raczył zostawić bez odpowiedzi, cztery lata przeleżało w biurku.
— Ładny spadek! — rzekł Mikołaj ze złym uśmiechem.
— Czy wasza cesarska mość, nie raczył z nikim o tem mówić — spytał Benkendorf, patrząc nań przenikliwie.
— Z nikim dotąd — skłamał Mikołaj, bo wstyd mu było przyznać się, że znowu wpadł; mówił już o tej sprawie z Miłoradowiczem.
— Bogu dzięki! Najważniejsze, by się Miłoradowicz o niczem nie dowiedział — zauważył Benkendorf jakby odgadując tajną myśl Mikołaja.
— Ja już i dawniej miałem zaszczyt, przekładać waszej cesarskiej wysokości, że o takich sprawach nie należy mówić z Miłoradowiczem.
— Dlaczego?
— Dlatego, że on sam otoczony jest złoczyńcami.
— Miłoradowicz! I on z nimi? — pobladł Mikołaj.
— Nie to, żeby z nimi, ale on może gorszy od wszystkich spiskowców. Strasznie pomyślić