Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/52

Ta strona została przepisana.

chwilą donos Dybicza i wyjął z niej inny papier, który podsunął przed oczy Miłoradowiczowi. Był to donos Rostowcewa.
— Czy wiadomem jest waszej wielmożności, że i tu na miejscu mamy spisek.
— Jaki spisek? Żadnego spisku tu być nie może, wzruszył ramionami Miłoradowicz?
— A to co? mówił Mikołaj, wskazując na papier i przeczytał głośno podkreślone słowa. »Przeciw wam gotuje się zaburzanie, wybuchnie ono w dniu przysięgi, a będzie to być może zarzewie, które rozpłonie w łunę nad ostateczną zgubą Rosyi.
Miłoradowicz odwrócił spokojnie papier, spojrzał na podpis i oddał nie czytając.
— Podporucznik Rostowcew, wiem. Zebrania Polarnej gwiazdy u Rylejewa.
O tych zebraniach donosiła mu nieraz tajna policya. »Wszystko to fraszki«, odpowiadał, machnąwszy ręką. Zostawcie w spokoju tych smarkaczy, niech czytają jeden z drugim swoje głupie wierszyki. I teraz tak samo odmachnął lekceważąco.
— Wszystko to głupstwo! dzieciuchy, pisarki do almanachów.
— Jak wy śmiecie mówić coś podobnego — krzyknął Mikołaj i skoczył wściekły. Długie jego smukłe ciało, odgięło się jak wierzbowy pręt.
O niczem nie wiecie, krzyknął, nie śledzicie za niczem. Odpowiecie mi za to głową.
Miłoradowicz także wstał, drżąc od gniewu, lecz utrzymał się w karbach i przemówił z godnością.
— Jeśli nie miałem szczęścia zasłużyć na zaufanie waszej wysokości, raczcie zwolnić z obowiązków.