Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/62

Ta strona została przepisana.

ciotka jego Aleksandra oddała mu w opiekę jedynego syna swego szaławiłę i wisusa, młodziutkiego Sierożę, całkiem jeszcze dzieciaka. Chłopak język miał ostry, jak brzytwa, obraził więc kiedyś drwinami swemi kolegę pułkowego porucznika Swinina i ten wyzwał go na pojedynek.
Oboleński, dowiedziawszy się o tem, pojechał do obrażonego i oświadczył mu, że pojedynek zbyteczny, bo Sieroża jest dzieciak, na którego obrażać się nie warto, a jeśli Swinin koniecznie chce się bić to niech się bije z nim, Oboleńskim. Swinin przyjął wyzwanie, pojedynkował się i został zabity przez Oboleńskiego. Eugeniusz człowiek dobry, niezdolny muchy zabić, podobny z miękości do ojca, tak wstrząśnięty został tym wypadkiem, że się aż rozchorował, lecz nie miał się za winnego i nie doznawał żadnych wyrzutów sumienia. Nie uważał za przestępstwo zabójstwo w pojedynku, a raczej za nieszczęście. Bił się przecie nie za siebie, a za krewniaka, jedynego syna u matki, którego nie mógł inaczej uratować.
Rozumowania te tak go uspokoiły, że gdy wyzdrowiał i powrócił do dawnego rozprószonego życia, zapomniał o wszystkiem; lecz potem niekiedy przypominał; znów zapominał i znów mu to na pamięć wracało. Powtarzało się to wiele razy, aż wreszcie przekonał się, że nigdy nie zapomni i że im dalej, tem wspomnienie to staje się cięższe i nieznośniejsze. A najgorsze było, że i nadal nie miał się za winnego, a mimo to czuł się nieszczęśliwym i chwilami myślał, że rozum utraci lub targnie się na własne życie.
W jednej z takich chwil począł się modlić, powtarzając prawie nieświadomie słowa pacie-