— Trzeba.
— I można?
— Nie, nie można.
— Nie wolno przecież, a trzeba?
— Tak!
— A wiecie, że to można rozum stracić — zatrzymał się Golicyn, topiąc z wściekłością nogami. — Co my robimy? co my wyrabiamy? Rylejew męczy się, Trubecki zdradza, Rostowcew donosi, a my rozum tracimy. Mazgaje rozmazani, bez kości, miazga, ot ruscy ludzie! Podli! podli! święta sprawa w podłych rękach.
— To i cóż Golicyn! choćby i tak — uśmiechnął się Oboleński, a od tego uśmiechu twarz jego zmieniła się i rozświeciła do niepoznania. — Niech i mazgaje, a przecież skrzepniemy; niech nawet podli, oczyścić się możemy, choćbyśmy nawet niczego nie zdziałali, przyjdą po nas drudzy a będzie wtedy jeden król na ziemi i niebie, Jezus Chrystus. To kiedyś cała Rosya powie i zrobi. Bóg nie opuści Rosyi i tylko z Nim trzeba, tylko z Nim, a taka będzie rewolucya, jakiej świat nie widział.
Dyktator spiskowców, książę Sergiusz Piotrowicz Trubecki, pułkownik gwardyjskiego preobrażeńskiego pułku, mieszkał w domu swego teścia na bulwarze Angielskim koło senatu.
Jeden z mniej znacznych francuskich emigrantów, Laval, ożeniwszy się z córką milionowego kupca, po której wziął majętność, liczącą 17.000 dusz i przebogate kopalnie miedzi na Uralu, zro-