Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/78

Ta strona została przepisana.

dziecie do Rylejewa i zapowiecie mu, że my też zaraz przyjedziemy.
— Ja tylko chciałem powiedzieć...
— Idźcie już proszę was Golicyn i róbcie, co wam polecono.
— Więc to rozkaz?
— Tak! rozkaz.
— Słucham! — odparł socho Golicyn, skłonił się i wyszedł, ociągając się.
— Wszyscy ladzie rozumni, to są najgorsi darnie, przyszło mu na myśl po drodze, a za uczonego durnia uważał w tej chwili siebie.
Tak! Trubecki odejdzie z żalem, jak ów młodzian ewangeliczny, lecz czemże jest gorszy odemnie, czem gorszy od nas wszystkich. Kto wie, co będzie jutro z nami? Czy wszyscy nie odejdziemy z żalem?


ROZDZIAŁ VIII.

Skoro Golicyn powrócił do Rylejewa, zastał go już całkiem innym niż poprzednio. Rylejew umył się i przebrał, zdjął z siebie ranny chałat, a włożył frak lubo domowy, lecz z cienkiego sukna, ciemo kawowego koloru, »pius« z modną kamizelką z tureckiego szala i białym wysokim halsztukiem. Wszedłszy do bawialni, ożywił się jak zwykle, widokiem gości i rozmawiając z nimi, z gorączkowym rumieńcem na twarzy i z błyszczącemi gorączką oczyma, wyglądał prawie na zdrowego. Słowem Golicyn nie poznał w nim rannego Rylejewa, a za to odnalazł dawnego o suchej, ściągłej twarzy, z cerą ciemną, prawie że cygańską, z ogromnemi jasno-ciemnemi oczy-