Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/91

Ta strona została przepisana.

szej mierze, ale serce ciche zawsze dla radości otwarte; tak i ja raduję się. Żadnych już w świecie pragnień nie mam, a nie żyję chyba na świecie szczęśliwszy odemnie człowiek — powtarzał, zażywając szczyptę tabaki ze złotej tabakierki z wizerunkiem Pawła I, gdzie był napis: »Po Bogu on dla mnie jedyny, nim tylko żyję«. A taki spokój był w jego jasnym uśmiechu, że można było wierzyć, że prawdę mówi.
Lubił porównywać przeszłe i obecne czasy.
— Przodkowie nasi żyli z mniejszem oświeceniem, ale z większem niż my zadowolnieniem. Rozkoszy takich nie zażywali jak my, ale też i lęku i niespokojności nie znali. Dziwna rzecz, że ludzie nie chcą wstępować w ślady przodków swoich, a co jeszcze obaczą wnuki i prawnuki nasze, o tem i pomyśleć straszno.
Golicyn powrócił do starego domu po gorących rozprawach spiskowców, gdzie mówiono o buncie, krwi, przewrocie i płomiennej pożodze powstania. Dom ten, gdy wchodził do niego, wydał mu się królestwem sennych wizyi, które zniknąć teraz muszą. Senne obrazy pierzchną i nie chciał Golicyn żałować ich, a przecie żal mu było. Wszakże domy takie rozburzyć trzeba było, zniszczyć by nie został i kamień na kamieniu, dlatego przecie i on szedł do powstania, a jednak miał uczucie, że przesuwają się oto przed nim po raz ostatni i zaglądają mu w oczy z cichą żałością cienie własnej przeszłości.
Gdy wszedł do bawialni, babunia siedziała jak zwykle na niskim fotelu przy stoliku, gdzie przy dwóch woskowych świecach rozkładała nigdy nie kończący się pasyanse. Stary Fryndin czytał jej przeszłoroczne gazety, Nina Lwowna wią-