Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/116

Ta strona została przepisana.

tensyusz w willi swojej młodej i bogatej pupilki Arsinoe w pobliżu Pireju.
Mamertyn tego dnia właśnie wypowiedział znakomitą mowę w obronie bankiera Barnabasa. Dla nikogo nie stanowiło wątpliwości, że Żyd Barnabas był łotrem, jednakże, nie mówiąc już o nieprzepartej elokwencyi, obrońca jego posiadał głos taki, iż jedna z niezliczonych jego wielbicielek zapewniała:
— Nie słucham nigdy słów Mamertyna, nie chcę wiedzieć, co mówi, ani o kim. Upajam się dźwiękiem jego głosu, zwłaszcza, gdy mu zamiera na końcu okresów. Nie do pojęcia! Nie jest to już głos ludzki, ale nektar boski, westchnienie arfy Eola!
Więc chociaż ludzie prości i nieoświeceni nazywali lichwiarza Barnabasa „krwiożercą, pożeraczem mienia wdów i sierot,” sędziowie ateńscy — rozumie się — z zapałem uniewinnili klienta Mamertyna.
Adwokat, otrzymawszy od Żyda piętnaście tysięcy sestercyi, czuł się w doskonałym humorze podczas uczty, którą Hortensyusz na jego cześć wydawał. Zazwyczaj wszakże udawał cierpiącego, ażeby go wciąż otaczano pieczołowitością.
— Ach, jakiż jestem zmęczony dzisiaj, przyjaciele! — szeptał żałośnie. — Poprostu jestem chory. Ale gdzie to Arsinoe?
— Zaraz nadejdzie. Arsinoe otrzymała przed chwilą, z Muzeum Aleksandryjskiego nowy przyrząd fizyczny, który ją zajął niezmiernie. Ale natychmiast każę ją przywołać — ofiarował się Hortensyusz.
— Nie trzeba — odparł niedbale adwokat. — Ale jakie to dziwactwo! Młoda dziewczyna — i fizyka!.. Cóż może być między niemi wspólnego?.. Już Arystofanes i Eurypides karcili słusznie kobiety uczone... Twoja Arsi-