Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/122

Ta strona została przepisana.

Wtedy wszczął się ogólny gorący spór o to, jak należy rozpoczynać mowę: od anapestu, czy od daktylu.
Julian się nudził.
Wszyscy zwrócili się do niego o zdanie co do anapestów i daktylów. Wyznał więc otwarcie, ze o tem nigdy nie myślał i że, według jego zdania, mówca o wiele bardziej troszczyć się powinien o rozumną treść mowy, niż o podobne zewnętrzne drobiazgi stylu.
Oburzyli się na to Mamertyn, Lamprydyusz i Hefestyon, utrzymując, że treść rozprawy ma błahe znaczenie; mówcy powinno być obojętnem, czy przemawia za, czy przeciw. Nietylko o sens chodzi niewiele, ale nawet połączenie wyrazów ma wartość podrzędną; rzecz główna — to brzmienie, melodya, nowy harmonijny układ głosek, który powinien być taki, żeby nawet barbarzyńca, nie znający języka greckiego, mógł odczuć całą piękność mowy.
— Przytoczę wam jako przykład dwa wiersze łacińskie Propercyusza — rzekł Gargilian. — Przekonacie się o potędze dźwięków w poezyi, a nicości sensu. Posłuchajcie:
— Et Veneris dominae volucres, mea turba, columbae,
Tinguunt Gorgoneo punica rostra lacu...
Zachwycające! Każda litera śpiewa. Co mnie obchodzi sens? Całe piękno polega nabrzmieniu, na kojarzeniu samogłosek i spółgłosek. Za to brzmienie oddam odwagę cywilną Juvenala i filozofię Lukrecyusza. Zwróćcie tylko uwagę, ile wdzięku w tym szepcie:
„Et Veneris dominae volucres, mea turba, columbae!..”
Cmoknął górną wargą w upojeniu zmysłowem.
Wszyscy powtarzać zaczęli wiersze Propercyusza, nie mogąc się nasycić ich urokiem. Oczy im płonęły; podniecali się wzajemnie do orgii literackiej.