nej widać wysokości na dźwięczne płyty kamienne. Julianowi się zdało, że chwilami chwyta śród ciemnego mroku szmer skrzydeł szybującego pod sklepieniami nietoperza.
Łowił uchem regularny oddech brata, który, rozpieszczony i zniewieściały, spał na miękkiem posłaniu pod starym i zakurzonym baldachimem, ostatnim śladem przepychu królów Kapadocyi. Z sąsiedniej komnaty dolatywało ciężkie chrapanie. Nagle ukryte w ścianie drzwi od schodów tajemnych otwarły się cichutko, promień światła oślepił na chwilę oczy Juliana. Weszła stara niewolnica, Labda, z metalową lampą w ręku.
— Boję się, nianiu... Nie wynoś światła...
Staruszka umieściła lampę w półokrągłej niszy kamiennej u wezgłowia Juliana.
— Nie śpisz?.. Czy cię aby główka nie boli? Może ci się chce jeść? Ten stary grzesznik Mardoniusz głodem was morzy. Przyniosłam ci placuszków z miodem. Smaczne, skosztuj tylko.
Karmić Juliana było najulubieńszem zajęciem Labdy; nie śmiała mu się jednak oddawać w ciągu dnia z obawy przed Mardoniuszem; za to nocą, w wielkiej tajemnicy, znosiła chłopcu łakocie. Napół ślepa, ledwie powłócząca nogami, Labda ubierała się stale w czarne szaty mnisze. Jakkolwiek była nabożną chrześcijanką, uważano ją za czarownicę tesalską. Najbardziej mgliste przesądy, starożytne i nowoczesne, zlały się w jej mózgu w jakąś dziwaczną religię, mało różniącą się od szaleństwa. Łączyła razem modlitwy i zaklęcia, bogów olimpijskich i biesów z kozimi rogami, obrzędy kościelne i gusła. Pełno było na niej krzyżyków, czarodziejskich amuletów z kości trupich i szkaplerzy z relikwiami męczenników. Dla Juliana czuła staruszka przywiązanie, połączone ze czcią przesąd-
Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/15
Ta strona została skorygowana.