Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/159

Ta strona została przepisana.

— Potomkowie Furyuszów mnichami? Smutne czasy! — westchnął epikurejczyk.
Tymczasem zbliżyli się do arenaryam, dawniej kopalni kruchego piaskowca, tak zwanej „pozzolany,” i po wązkich stopniach zeszli na dno wydrążenia. Księżyc oświetlał złomy czerwonawych skał wulkanicznych.
Juwentyn wydobył z ciemaej niszy mały kaganek gliniany i, skrzesawszy ognia, zapalił go. Długi płomyk zamigotał w wązkiej szyjce, w której był zanurzony knot.
Zapuścili się w jedno z bocznych przejść arenaryum. Wykute przez starożytnych Rzymian, było ono szerokie i rozległe, ze spadkiem dość stromym, i przecinały je liczne galerye, służące górnikom do przewożenia głazów. Juwentyn przewodniczył towarzyszom po labiryncie przejść, aż areszcie zatrzymał się u studni i odwalił z niej drewniane nakrycie. Spuścili się ostrożnie po stopniach, oślizgłych od wilgoci. W głębi znajdowały się wązkie drzwi. Juwentyn zastukał. Drzwi otwarto, i jakiś mnich siwowłosy wpuścił ich do wykutego już w twardej skale korytarza. Ściany po obu stronach od ziemi aż do sklepienia były pokryte płytami z marmuru albo cienkiemi płaskiemi cegłami, które zasłaniały niezliczone „loculi,” to jest mogiły.
Co chwila spotykali ludzi z kagankami. Przy migocącem ich świetle Anatol z zaciekawieniem wyczytał na jednej z tych tafli napis: „Doroteusz, syn Feliksa, spoczywa w tem miejscu chłodu, światła i pokoju” (Requiescit in loco refrigii, luminis, pacis). Na innej: „Bracia, nie mąćcie mu snu błogiego!”
Treść napisów była tkliwa i pogodna. „Słodka Sofronio, — głosił jeden z nich — żyj wiecznie w Bogu!” (Sophronia dulcis, semper vivas in Deo). A nieco dalej: