Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/161

Ta strona została przepisana.

— Nie, o sześć łokci.
— Wyżej, czy niżej?
— Na prawo, nieco z boku. Miejsce doskonałe, nie żądam nic nadto. Żebyś nie wiem ile nagrzeszył, wszystko ci odpuszczonem będzie. Wejdziesz sobie razem ze Świętym do królestwa niebieskiego.
Wprawną dłonią fosor wziął miarę na grób, jak bierze krawiec miarę na ubranie. Garbarz domagał się jak najprzestronniejszego grobu, ażeby mógł spoczywać wygodnie.
W tej samej chwili do grabarza podeszła jakaś zgrzybiała, ubogo przyodziana staruszka.
— Czego sobie życzycie, babciu?
— Przynoszę pieniądze na dodatek.
— Na jaki dodatek?
— Do „prostego” grobu.
— Aha! wiem. Więc tego „krzywego” nie chcecie?
— Nie, nie... stare kości dolegają.
W katakumbach, zwłaszcza w pobliżu relikwii, był taki popyt na miejsca, że trzeba było urządzić groby nieco powykrzywiane w tych miejscach, gdzie kierunek ścian na prosty otwór nie pozwalał. Tylko najubożsi decydowali się na kupowanie krzywych grobów.
— Bóg wie, ile czasu trzeba będzie oczekiwać na zmartwychwstanie — tłómaczyła staruszka. — Dostać się do krzywego — no, z początku możeby uszło jeszcze, ale potem człowiek się zmęczy, to i źle będzie...
Anatol słuchał i wpadał w zachwyt.
— To ciekawsze o wiele od misteryów Mitry — mówił do Arsinoe z pustym uśmiechem. — Co za szkoda,