Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/191

Ta strona została przepisana.
XXI.

Nadworni twórcy epigramatów, którzy dawniej nazywali Juliana wzgardliwie „Victorinus” (zdobywczątko), ze zdziwieniem otrzymywali wiadomości o ciągłych zwycięstwach cezara. Śmieszna rzecz stawała się straszną. Wiele mówiono o cezarach, o tajemniczej mocy szatańskiej, wspierającej przyjaciela Maksyma z Efezu.
Julian podbił nanowo dla cesarstwa Rzymskiego: Argentoratum, Bracomagum, Tres Tabernae, Suessionum, Nemetów, Wangianów, Mogontiacum. Żołnierze uwielbiali go po dawnemu, a Julian coraz bardziej utrwalał się w przekonaniu, że bogowie olimpijscy go wspierają. Wszelako przez ostrożność nie przestawał uczęszczać do kościoła chrześcijańskiego, a w mieście Vienna nad rzeką Rodanem wysłuchał umyślnie mszy solennej.
W połowie grudnia zwycięski cezar powracał z długiej wyprawy na zimowe leże do ulubionego swego miasteczka Parisis Lutetia, leżącego nad brzegami Sekwany.
Noc zapadała. Niebo północne zdumiewało południowców dziwnymi bladozielonymi odcieniami. Śnieg, spadły niedawno, skrzypiał pod nogami żołnierzy.
Lutetia, zbudowana na wielkiej wyspie, była ze wszystkich stron otoczona wodą. Dwa mosty drewniane łączyły miasto z pobrzeżem. Budynki były w oryginalnym stylu gallo-romańskim, z szerokiemi oszklonemi galeryami, które zastępować miały otwarte portyki krajów południowych. Nad miastem wisiały dymy mnóstwa kominów. Drzewa okryte były szronem.
W ogrodach wzdłuż ścian, zwróconych na południe, niby zziębłe dzieci, kuliły się przywiezione przez Rzy-