Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/196

Ta strona została przepisana.

— Precz stąd, szatanie!.. Panie! czemuś mnie opuścił?..
Julian pokrywał jej biały kark zuchwałymi pocałunkami. Miał wrażenie, że popełnia morderstwo. Osłabiona walką Helena prawie już nie stawiała oporu, nie przestawiła wszakże jęczeć:
— Miej litość... mój bracie!
Świętokradzką ręką poczuł zdzierać z niej czarne szaty. Duszę przepełniała mu zgroza, jednakże nigdy w życiu nie odczuwał takiego upojenia złem. Wreszcie przez poszarpaną odzież zaświeciło nagie ciało. Wtedy z szyderczym uśmiechem cezar spojrzał wyzywająco w przeciwległy kąt celi, gdzie migotała lampka na świeczniku, a na ścianie wisiał wielki czarny krucyfiks.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
XXII.

Dwa lata z górą upłynęły od zwycięstwa pod Argentoratum. Julian oswobodził Galię od barbarzyńców. Na początku wiosny, gdy jeszcze nie był ruszył z zimowych leży w Lutecyi, otrzymał list ważny od cesarza Konstancyusza, który przywiózł trybun notaryuszów, Decencyusz.
Każde nowe zwycięstwo, odniesione w Galii, drażniło Konstancyusza, było ciosem dotkliwym dla jego próżności. Ten „wyrostek,” ta „gadatliwa sroka,” ta „małpa odziana w purpurę,” to pocieszne „zdobywczątko,” ku oburzeniu błaznów nadwornych przeistoczyło się w istotnego i straszliwego zdobywcę.
Konstancyusza trawiła zazdrość. W tym samym czasie ponosił on klęskę po klęsce, walcząc z Persami w prowincyach azyatyckich. Chudł, stracił sen i apetyt,