Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/21

Ta strona została skorygowana.

Publiusz, który w młodości nieraz widywał Konstantyna Wielkiego, pomyślał, patrząc nań:
— Ten chłopak będzie podobny do stryja.
Wobec żołnierzy trwoga Juliana zniknęła, czuł tylko gniew. Z zaciśniętymi zębami, ze ściągniętą z łoża skórą pantery, zarzuconą na ramię, uparcie z podełba wpatrywał się w Skudilla, a dolna warga drżała mu z hamowanej wściekłości. W ukrytej pod futrem prawej ręce ściskał rękojeść cienkiego sztyletu perskiego — daru Labdy — którego ostrze było napojone silną trucizną.
— O, to wilczek! — rzekł jeden z żołnierzy, wskazując Juliana towarzyszowi.
Skudillo miał już przekroczyć próg pokoju, gdy Mardoniuszowi przyszła do głowy myśl zbawcza. Odrzuciwszy nieużyteczny oręż, uczepił się płaszcza trybuna i zaczął krzyczeć przenikliwym głosem kobiecym:
— Co zamierzacie uczynić, łajdaki?.. Jak śmiecie znieważać wysłannika cesarza Konstancyusza? Mam polecenie zawieźć na dwór tych dwu młodzianów cesarskiego rodu. Miłościwy August wraca im łaskę swoją. Oto rozkaz z Konstantynopola...
— Co on mówi?.. Jaki rozkaz?..
Skudillo zaczął się przyglądać Mardoniuszowi. Niepodobna było wątpić na widok tej twarzy zwiędłej i pomarszczonej, że musiał być rzezańcem, a trybun, choć po raz pierwszy w życiu spotkał się z Mardoniuszem, wiedział, jakimi szczególnymi względami cieszyli się u cesarza eunuchowie...
Tymczasem Mardoniusz wyciągnął pośpiesznie zwitek pergaminu z głębokiej szafy bibliotecznej, zarzuconej zwojami Hezyoda i Homera, i podał go trybunowi, który, rozwinąwszy go, pobladł natychmiast... Przeczytał zaledwie kilka pierwszych wyrazów, gdy ujrzał imię cesarza, który