Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/232

Ta strona została skorygowana.

zowy posąg Apollina, dzieło Fidyasza, wywiezione z jakiegoś miasta frygijskiego. Głowę boga Słońca odtrącono i z barbarzyńskim brakiem smaku przyprawiono do korpusu bożyszcza, głowę cesarza — chrześcijanina Konstantyna Równego Apostołom. Czoło wieńczyły mu promienie złote; w prawej dłoni Apollo — Konstantyn trzymał berło, a w lewej — kulę ziemską. U stóp kolosu stała niewielka kapliczka chrześcijańska, rodzaj Palladium. Odprawiano w niej nabożeństwa jeszcze za czasów Konstancyusza. Chrześcijanie bronili się argumentem, że w bronzowym korpusie Apollina, w samej piersi słonecznego bóstwa, zawarty był talizman, cząstka Przenajświętszego Krzyża, przez Helenę przywieziona z Jerozolimy. Pomimo to cesarz Julian rozkazał zamknąć kaplicę.
Gnyfon i Zotik weszli w długą i wązką ulicę, wiodącą wprost do Schodów Chalcedońskich w pobliżu przystani. Wiele gmachów dopiero stawiano, inne przebudowywano, ponieważ były wzniesione tak pośpiesznie dla przypodobania się Konstancyuszowi, że zdążyły już się rozwalić. Dołem krążyli przechodnie, gromadzili się kupujący przed sklepami, posługacze, niewolnicy, turkotały pojazdy. W górze zaś na drewnianych rusztowaniach postukiwały młoty, skrzypiały windy, ostrze piły zgrzytało na twardych białych komieniach; robotnicy wciągali na sznurach ogromne belki lub czworogranne bloki prokonnezyjskiego lśniącego marmuru. Stamtąd czuć było wilgotny zapach świeżego wapna, i drobny pył biały opadał na głowy. Tu i owdzie, pomiędzy oblanymi słońcem murami oślepiającej białości, w głębi zaułków błękitniały uśmiechnięte fale Propontydy z podobnymi do skrzydeł mew żaglami statków.
Mimochodem usłyszał Gnyfon rozmowę dwóch robot-