Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/252

Ta strona została przepisana.

ale pomimo wszystkiego mocno trzymając w dłoni drogocenne szafiry, przebiegł ulicę jak złodziej i wpadł do klasztoru.
Odźwierny nie obudził się wcale. Paifeniusz ukradkiem wsunął się do kaplicy. Uspokojony na widok dyptyku, próbował osadzić szafirowe oczy Dyonizosa w otworach; utrzymywały się znakomicie i zajaśniały na nowo w aureoli Dzieciątka Jezus.
Powróciwszy do celi, Parfeniusz zgasił lampę i położył się spać.
Nagle śród ciemności skurczył się, ukrył twarz w dłonie i wybuchnął tłumionym śmiechem, jak czynią dzieci, szczęśliwe ze spłatanego figla i, obawiając się, żeby go nie wykryto. Zasnął ze śmiechem tym w duszy.
Gdy się obudził, poranne fale Propontydy błyszczały przez kraty małego okienka, za którem gruchały gołębie, trzepocąc błękitnawemi skrzydłami.
Nocny śmiech trwał jeszcze w sercu Parfeniusza, który podbiegł do swego stołu i z radością spoglądał na niewykończone arabeski.
Był to raj ziemski. Adam i Ewa siedzieli na łące. Promień słońca wschodzącego padł na malowidło, które zapłonęło rajskim przepychem: złotem, purpurą i lazurem.
Parfeniusz zasiadł do pracy i nie zauważył, że nadaje nagiemu ciału Adama starożytną wspaniałą piękność olimpijską wesołego boga Dyonizosa.

IV

Słynny sofista, nadworny nauczyciel krasomówstwa Hekebolis rozpoczął od najniższego szczebla wspinać się po drabinie dostojeństw państwowych. Niegdyś był służącym