Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/280

Ta strona została skorygowana.

jako bogowie! Tak, uczcie się od nich wzniosłego spokoju, galilejczycy! Nie w burzach jest Bóg, tylko w ciszy. Oto cała moja nauka, cała zemsta moja, ponieważ ją wyzywałeś.
— Niech cię Bóg porazi, bluźnierco!... — zaczął znowu Marys.
— Pan nie doprowadzi mnie do zaślepienia w gniewie, a tobie wzroku nie przywróci — odparł Julian.
— Dziękuję Bogu za moją ślepotę! — krzyknął starzec: — bo nie pozwala oczom moim patrzeć w przeklęte oblicze Potępieńca!...
— Ileż złości w tem wątłem ciele... Wciąż mówicie o pokorze i o miłości, galilejczycy, a tymczasem w każdem waszem słowie — ileż nienawiści! Powracam z zebrania, gdzie bracia gotowi byli w Imię Boże porozszarpywać się jak dzikie zwierzęta. Teraz znów ty z zaciekłą twą mową... Skąd ta nienawiść? Nie jestem bliźnim waszym? O, gdybyś wiedział, jak w tej chwili serce moje niefrasobliwe jest i dobroci pełne! Życzę ci wszystkiego dobrego i błagam Olimpijczyków, ażeby ułagodzili duszę twą okrutną, ciemną i cierpiącą, ślepcze! Idź w pokoju i zapamiętaj sobie, że nie tylko galilejczycy przebaczać umieją.
— Nie wierzcie mu, bracia!... To podstęp, to przebiegłość węża! Widziałeś, Panie, jako ten Odstępca bluźnił Tobie, Bogu Izraela — przeto nie zamilknij!...
Wtedy, nie zwracając więcej uwagi na przekleństwa starca, Julian przeszedł przez tłum w swej białej szacie, błyszczącej pod promieniami słońca, spokojny i mądry, jak jeden ze starożytnych filozofów.