Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/314

Ta strona została przepisana.

i łysinę, rozciągającą się na cały wierzch głowy, okoloną krótkimi kosmykami siwych włosów, podobnymi do wełny baranka, a tak lekkimi i puszystymi, że nie opadając, stały dokoła łysego czerepu. Słabe i załzawione oczy wyrażały dziecinną dobroduszność. Niósł dość wielki kosz z wikliny.
— Jesteś kapłanem Apollina? — zapytał Julian.
— Jam jest. Nazywam się Gorgias. Czego sobie życzysz, zacny człowiecze?
— Czy nie mógłbyś mi powiedzieć, gdzie się znajduje arcykapłan tej świątyni i gdzie są pobożni?
Gorgias nie odpowiedział odrazu, ale najpierw postawił kosz na ziemi, potarł łysinę, wziął się oburącz pod boki, przechylił głowę, przymrużył figlarnie lewe oko i dopiero zapytał:
— Dlaczegóż to ja nie miałbym być arcykapłanem Apollina? I o jakich to pobożnych mówisz, mój synu?.. łaska bogów Olimpu niech będzie z tobą!...
Czuć było od niego silnie zapach wina. Julianowi postępowanie ofiarnika wydało się nieprzyzwoitem, i już chciał mu dać surowe napomnienie.
— Upiłeś się widać, starcze...
Gorgias niezmieszany głaskał się po łysinie i jeszcze figlarniej przymrużył oko.
— Upić, nie upiłem się, ale zawsze pięć czarek wychyliłem na cześć Panegiryów. Powiem nawet, że bardziej ze strapienia, niż z radości. Tak, mój synu! Łaska bogów Olimpu niech będzie z tobą! Co zacz jesteś? Sądząc z twych szat, snadź jesteś wędrownym filozofem, albo nauczycielem jakiej szkoły w Antyochii?
Cesarz uśmiechnął się i potakująco kiwnął głową. Chciał wybadać staruszka.
— Zgadłeś. Jestem nauczycielem.