Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/52

Ta strona została skorygowana.

tchnieniem wiatru, trzepotały się w podtrzymującej je zielonej jedwabnej siatce, z której wystawały ich ostre, silnie wyróżowane koniuszki.
Tłum wył w zachwycie. Agamemnon szalał, powstrzymywany przez towarzyszów. Nagle dziewczyna stanęła, niby wyczerpana. Lekkie drżenie przebiegało od stóp do głowy jej smukłe członki. Dokoła zapanowała cisza. Nad odrzuconą w tył głową tancerki w nieuchwytnem i zamierającem drżeniu, szybko i lekko, jak skrzydła pojmanego motyla, chwiały się krotalony. Blask żółtych oczu zamarł, ale w głębi źrenic tliły się jeszcze dwie iskierki. Twarz miała surową i poważną, ale na pełnych purpurowych wargach sfinksa drżał uśmiech blady i tak słaby, jak dźwięki konające krotalonów.
Zabrzmiały krzyki i oklaski tak gwałtowne, że błękitna w srebrne blaszki opona chwiać się poczęła, niby żagiel wśród burzy. Przez chwilę właściciel czuł obawę, że mu się buda rozwali.
Towarzysze nie mogli wstrzymać dłużej Agamemnona: podniósłszy kotarę, przebiegł przez scenę do miejsca, przeznaczonego dla tancerek i aktorów. Napróżno przekładali mu towarzysze:
— Zaczekaj do jutra — wszystko stanie się podług twej woli. Dzisiaj mogliby...
Agamemnon przerwał im:
— Nie jutro, lecz natychmiast!..
Poszedł do właściciela, szpakowatego o sprytnej twarzy Greka Mirmeksa i odrazu, bez żadnych wyjaśnień, sypnął mu w połę tuniki garść monet złotych.
— Krotalistria jest twoją niewolnicą?
— Tak jest. Czego życzycie sobie... panie.
I ze zdziwienieniem spoglądał Greczyn to na łachmany Agamemnona, to na złoto.