Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/72

Ta strona została skorygowana.

aniżeli dać im zginąć. Zedrzyjcie ozdoby z ich świątyń, wzbogaćcie skarb swój ich kosztownościami. Niech czyniący ofiarę bogom z korzeniem wyrwany będzie (sacrificans diis eradicabitur), i wydaj go śmierci, ukamionuj, choćby to był twój syn, twój brat, żona sypiająca na łonie twojem!”
I ponad tłumem rozbrzmiał okrzyk zwycięski:
— Śmierć, śmierć bogom olimpijskim!
Olbrzymi mnich aryański, któremu długie czarne włosy oblepiły twarz, potem zlaną, wzniósł topór nad boginią, wybierając miejsce do zadania ciosu.
Ktoś poradził:
— W żywot, w ten żywot wstrętny!
Srebrne ciało gięło się pod razami, które dźwięczały bezlitośnie, pozostawiając głębokie blizny na żywocie Matki bogów i ludzi, Demetry Kermicielki.
Pewien stary poganin zasłonił sobie szatą twarz, by nie patrzeć na świętokradztwo, i płakał na myśl, że oto nastał koniec wszystkiego, koniec świata, że Ziemia — Demetra jednego kłosa nie zechce odtąd dać człowiekowi.
Pustelnik, przybyły z puszczy mezopotamskiej, odziany w skórę jagnięcą, obuty w niezgrabne sandały, żelaznymi ćwiekami podkute, z kijem pasterskim w dłoni i z wydrążoną dynią, przewieszoną przez ramię, rzekł, zbliżając się do posągu:
— Od czterdziestu lat nie myłem ciała swego, by nie widzieć nagości mojej i nie doznać pokusy. Ale zaledwie się przyjdzie do miasta, to, Panie odpuść, nic się nie widzi prócz gołych ciał tych przeklętych bożków. Długoż jeszcze znosić będziemy pokusy dyabelskie? Wszędy te ohydne bałwany: w domach, po ulicach; na dachach, w łaźniach, pod nogami, nad głową! Tfu! tfu! tfu! Śliny mi braknie!