Przypomniała sobie, że Bellincioni, pod pozorem choroby, nie przybył na bal; o tak późnej godzinie był chyba w domu. Księżna przyzwała pazia Ricciardetto, stojącego na progu.
— Niech lektyka z dwoma ludźmi czeka na mnie przy bocznych drzwiczkach w murze fortecznym. Jeżeli chcesz mi być miłym, ani słowa nikomu! Rozumiesz? Nikomu!
Podała mu rękę do pocałowania. Dziecię wybiegło dla spełnienia rozkazów.
Beatrycze weszła do swej sypialni, zarzuciła na ramiona sobolową szubę, zakryła twarz czarną maską. W parę minut potem siedziała już w lektyce, podążającej ku mieszkaniu Bellinciona.
Poeta nazywał swój domek „żabią norą“. Pomimo licznych podarków, walczył wciąż z biedą, bo cokolwiek dostał, przepijał, lub przegrywał w kości. Według jego własnych słów, nędza ściskała go, „jak wierna, lecz znienawidzona kochanka“.
Leżąc na rozklekotanem, kulawem łóżku, na twardym sienniku, Bellincioni dopijał flaszkę kwaskowatego, wina i tworzył nagrobkowy napis dla ukochanej suczki madonny Cecylii. Ostatnie węgle dogasały w kominie, poeta kostniał z zimna, przykrywał się wytartą szubą z wiewiórek i myślał o balu dworskim.
W chwili tej zapewne czytano i podziwiano jego alegoryę pod tytułem „Raj“, napisaną na cześć księcia.
Bellincioni nie brał udziału w festynie; lecz zmusiła go pozostać w domu, nie choroba: zebrałby resztki sił i powlókł się do pałacu, choćby wiedział, że go to o śmierć przyprawi. Istotną przyczyną pozostania w domu, była zawiść: wolał marznąć w swojej ruderze, niż być świadkiem tryumfów rywala, mistrza „Unico“, który „niedorzecznemi wierszydłami przewrócił w głowie kobietom“.
Na samą myśl o tem „wieszczu“, krew wrzała w Bellincionim. Zaciskał pięści i wyskakiwał z łóżka. Ale w pokoju było tak zimno, że