Merula przybył do Florencyi z rozkazu swego pana, dla nabycia kosztownych dzieł z biblioteki Wawrzyńca Medyceusza. — Jak zwykle, zamieszkał w domu swego przyjaciela Cypriana Bonnacorsi, wielkiego miłośnika starożytności.
Uczony historyk poznał przypadkowo Giovanna Beltraffio w oberży na gościńcu medyolańskim i pod pozorem, że on, Merula, potrzebuje kopisty a Giovanni ma piękne i czytelne pismo, przyprowadził go ze sobą do Cypriana.
W chwili gdy Giovanni wszedł do pokoju, Merula był zajęty przeglądaniem zbutwiałego rękopisu, przypominającego stary psałterz.
— Dobry wieczór, braciszku zakonny — powitał go starzec, nazywając tak Giovanna z powodu jego skromności. — Tęskniłem już za tobą. Myślałem: gdzie też on siedzi tak długo? Czy się zakochał? Nie brak ładnych dziewcząt we Florencyi. A miłość — nie grzech. I ja czasu nie tracę. Chcesz, pokażę ci, co znalazłem? Albo nie. Gotów byś jeszcze wypaplać. Kupiłem to u żyda, tandeciarza, za pół darmo. No, pokażę ci, ale pamiętaj, nie mów nikomu... Zbliż się do światła.
Wskazywał mu palcem kartę pokrytą pismem długiem, spiczastem; były to psalmy, modlitwy, a na marginesach nuty do śpiewu, wyrysowane niezręcznie.
Otworzył księgę w innem miejscu. Podsunął ją pod światło. Tam, gdzie Merula wyskrobał pismo nożykiem — były drugie litery, a właściwie jakby cienie liter — blade, zatarte.
— No i cóż? Widzisz! Widzisz! — rzekł uroczyście.
— Co to znaczy? Zkąd to pochodzi? — pytał Giovanni.
— Sam jeszcze nie wiem. Przypuszczam, że to szczątki starej antologii. Są to może skarby heleńskiej muzy, jeszcze nie znane światu. I pomyśleć, że gdyby nie ja, pozostałyby zatarte.
Merula był pewien, że jakiś mnich kopista z wieków średnich, pragnąc spożytkować ten cenny pargamin, zeskrobał litery pogańskie i pisał na nich psalmy.
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/15
Ta strona została skorygowana.
III.