Zapieczętowawszy listy, książę modlił się długo i bardzo żarliwie, przed swym ulubionym obrazem, w którym Leonard da Vinci przedstawił Matkę Boską pod postacią kochanki księcia, Cecylii Bergamini.
W dziesięć dni po wydaniu fortecy, Trivulce, witany radosnemi okrzykami ludu i biciem w dzwony, odbył tryumfalny wjazd do Medyolanu, jak do zdobytego miasta.
Król miał zjechać 6-go października. Mieszkańcy gotowali mu wspaniałe przyjęcie.
Syndykowie kupców wydobyli z katedralnego skarbca dwa złocone anioły, które za czasów republiki wyobrażały geniusze wolności. Sprężyny, poruszające skrzydłami, były zepsute. Dano je do naprawy mechanikowi nadwornemu Leonardowi da Vinci. W owym czasie malarz był zajęty budową nowej maszyny latającej.
W dżdżysty poranek przeglądał właśnie plany i robił matematyczne wymiary. Na stole przed nim stały miniaturowe skrzydła trzcinowe, pokryte jedwabną materyą; nie przypominały skrzydeł nietoperza, jak dawniej, lecz były podobne do olbrzymiej jaskółki. Jedno skrzydło, już ukończone, zajmowało całą wysokość komnaty, od podłogi do sufitu; pod tem skrzydłem siedział Astro i naprawiał sprężyny pozłacanych aniołów.
Leonard z całą dokładnością skopiował budowę ptaków, które Bóg stworzył jakby na wzór ludziom do maszyn latających.
— Nareszcie! Skończyłem! — zawołał Astro, próbując sprężyny. Anioły zatrzepotały skrzydłami, po pokoju przeszedł wiatr, cieńkie i lekkie skrzydło jaskółki poruszyło się, jak żywe. Kowal spojrzał na nie z czułością.
— Ileż to czasu marnujemy na te głupstwa — mruczał, pokazując aniołów — ale teraz, choćbyście mi dawali inną robotę, nie zabiorę się do niej, póki nie skończę tego skrzydła. Chciałbym mieć plan ogona.
— Jeszcze nie gotów, Astro.