Słońce przezieralo przez mgłę wilgotną nad skałami, o fantastycznych, nieziemskich zarysach. Te skały były wyżarte przez słoną wodę. Wśród podmorskiego mroku jaskini zaledwie można było dojrzeć źródło podziemne, na którem pływały delikatne, blade lilie. Wtem półcieniu twarz Madonny, nawpół dziecięca, nawpół kobieca, jaśniała takim blaskiem, jak alabastrowa lampka, oświecona z wewnątrz. Królowa niebieska, Matka Boga i ludzi, wyłaniała się z głębi ziemi, z dna oceanu, aby zaświecić, jako Gwiazda Morza.
Było to zarazem dzieło artysty i wielkiego uczonego. Zlanie się światła i cieni, anatomia ciała, geologiczny ustrój ziemi, roślinność podwodna, wszystko to było owocem gruntownych i długoletnich studyów, wszystko zlewało się w jeden nadziemski zespół, w niemą muzykę, w hołd dla Matki-Dziewicy.
Malarz z jednaką wiedzą i miłością odtworzył delikatne żyłki na lilji wodnej i dołeczek w łokietku małego Jezusa, ruch wody w źródle podziemnem i bolesny uśmiech anioła.
Znał wszystko i kochał wszystko, bo wielka miłość jest córą wiedzy
Pewnego dnia mieszkańcy Vaprio zostali zaniepokojeni wieścią o zbliżaniu się wojsk francuskich.
Ludwik XII, chcąc pomścić bunt i zdradę, oddał Medyolan na pastwę najemników.
Kto tylko mógł, uciekał w góry, wlokąc za sobą wozy, naładowane sprzętami, kosztownościami. Wśród nocy, z okien willi było widać łunę pożarów.
Dzień po dniu spodziewano się bitwy, która miała rozstrzygnąć o losach Lombardyi. Pewnego dnia fra Luca Paccioli przybył z Medyolanu z ostatniemi wiadomościami.
Rankiem 10-go kwietnia, książę Ludwik, wyszedłszy z Nowary, wyprowadził wojsko na nieprzyjaciela, lecz najemnicy szwajcarscy, przekupieni przez marszałka Trivulce, odmówili udziału w bitwie.