u dołu i że mężczyzna ma o jedno żebro mniej od kobiety, albowiem Bóg wyjął Ewę z żebra Adamowego.
Wątpliwości zakradały się już oddawna do serca Giovanna. Ogarniał go „szatan świeckiej mądrości“ — A gdy krótko przed wyruszeniem do Florencyi młody uczeń Fra Benedetta miał sposobność ujrzeć kilka rysunków Leonarda da Vinci, zwątpienie wzrosło w nim tak dalece, że nie mógł już z niem walczyć.
Owej nocy, leżąc obok mistrza Meruli, zastanawiał się głęboko, i starał się dociec, prawdę ale myśli plątały mu się coraz bardziej, wreszcie zaczął się modlić w te słowa:
„O Boże! nie opuszczaj mnie, dopomóż! Jeżeli imć Leonard jest niedowiarkiem, jeżeli jego nauka jest grzeszną, spraw, żeby mnie myślał o nim i zapomniał o jego rysunkach! Nie wódź mnie na pokuszenie, bo nie chcę w grzech popadać. Ale jeśli można Cię chwalić szlachetną sztuką malarską, jeżeli można, bez grzechu, nauczyć się tego wszystkiego, czego nie umie Fra Benedetto, a więc anatomii, perspektywy, zasad światła i cienie, to w takim razie, o Boże, daj mi silną i niewzruszoną wolę, oświeć moją duszę, aby się pozbyła wątpliwości, spraw, żeby imć Leonard przyjął mnie do swojej pracowni i żeby Fra Benedetto — on taki dobry — przebaczył i zrozumiał, że nie zawiniłem wobec Ciebie, o Boże!
Po tej modlitwie Giovanni doznał ulgi i mógł zasnąć spokojnie. Nazajutrz rano imć Giorgio obudził go wcześnie i zaproponował, że go weźmie ze sobą do San-Gervasio i pokaże mu wykopaliska. Giovanni spieszył się bardzo, bo mu powiedziano, że Leonard da Vinci przyjmie udział w tych poszukiwaniach.
Deszcz ustał. Wiatr północny rozproszył chmury. Gwiazdy błyszczały na niebie, jak lampki przed obrazem świętych.
Smolne łuczywa płonęły jasno, rzucając iskry dokoła. Droga biegła doliną wzdłuż potoku Mugnone. Przebywszy kilka nędznych wiosek,