w łóżku, a następnie zajmował się sprawami państwowemi. Lubił otaczać się tajemniczością, nie tylko przez zamiłowanie do obłudy, komedyanctwa, lecz i przez zręczną rachubę.
Rzadko bardzo opuszczał swój zamek, a zawsze w masce. Ukazywał się ludowi w chwilach uroczystych, a wojsku tylko na polu bitew, w niebezpieczeństwie. To też każde jego pojawienie się było jakby cudem. Patrzono nań, jak na pół-boga. Lubił zadziwiać i celował w tej sztuce.
O jego rozrzutności krążyły bajeczne pogłoski. Opowiadano, że wydaje 1800 dukatów dziennie. Gdy przejeżdżał ulicami miasta, biegły za nim tłumy, wiadomem było albowiem, że jego konie orszaku były podkute srebrem lub złotem i że podkowy lekko przybite odpadały po drodze; przeznaczał je na podarki dla ludu.
Opowiadano też nadzwyczajności: o jego sile, wśród walki byków w Rzymie, młody Cezar jednem cięciem pałasza rozpłatał czaszką turowi.
Od paru lat nękała go „padaczka“, nie zdołała jednak go strawić. Był niepożyty.
Cezar odznaczał się na różnych polach: jako bohater nieustraszony, jako jeździec wytrawny, jako pierwszorzędny elegant i tancerz.
Pewnej nocy, podczas godów swej siostry Lukrecyi, na łaskę losu opuścił zdobywaną fortecę, prosto z obozu przyjechał do pałacu oblubieńca Alfonsa d’Este ks. Ferrary, wbiegł w masce, okręcił się kilka razy po sali przy dźwiękach muzyki. Po lekkim i wdzięcznym tańcu poznano go odrazu i wszyscy zawołali jednogłośnie: „Cezar! Cezar niezrównany!“
Stary ratusz gotycki w Fano służył księciu za tymczasową rezydencyę. Minąwszy ciemną sień, Leonard wszedł do komnaty, w której stała świta. Mówiono pół-głosem, czuć było obecność władcy za ścianą.
Malutki staruszek, poseł z Rimini, czekający już od trzech miesięcy na audyencyę, wysypiał się na krześle.