Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

dził długo nad brzegami Loary. Słońce zaszło, pierwsze gwiazdy zabłysły, odbijając się w wodzie, powietrze było ciche, ale brzemienne burzą. Natura nie uspokoiła wzburzonego serca Eutycha. Powrócił do swej izdebki, zapalił lampkę przed obrazem Matki Boskiej z Uglicz i modlił się długo i żarliwie, potem zasłał suknem starą skrzynię, służącą mu za łoże i próbował usnąć, ale nadaremnie. Ratuszowy zegar wybijał godzinę po godzinie, a w głowie młodego malarza wirowały wciąż myśli bezładne, nie umiał ich powiązać; usnął dopiero nad ranem snem gorączkowym.

XV.

I oto ukazała mu się kobieta z ognistemi skrzydłami, siedząca na półksiężycu. Nad nią była rozpoczęta świątynia z napisem: „Mądrość budująca sobie przybytek“. Przed kobietą — wcieleniem Mądrości klęczeli prorocy, biskupi, aniołowie, niosący hostye, a opodal stał Jan Chrzciciel, miał ręce i nogi długie, jak u czapli i skrzydła olbrzymie, podobne do tych, które młody artysta malował na świętym obrazie. Ale twarz była inna — zgrzybiała, pokryta zmarszczkami, czoło i broda długa, siwa. Starzec przypominał proroka Eljasza, a zarazem mistrza, który przed dwoma laty zwiedził pracownię Eutycha. Tak, to był Leonard da Vinci, wynalazca ludzkich skrzydeł.
Wtem rozległ się głos dzwonów, aniołowie i prorocy zaintonowali: „Aleluja!“ Skrzydlaty Zwiastun rozwinął pergamin i odczytał te słowa:
„Oto nadchodzi Ten, który będzie torował drogę przedemną. I wnijdzie do Świątyni Pana, którego szukacie, ów Zwiastun pożądanego pokoju“.
Rozległ się grzmot, zaszeleściły skrzydła, rozkołysały się dzwony, łącząc się w jeden hymn pochwalny na cześć świętej i wiekuistej Mądrości.


Eutych obudził się. Przez okno zaglądał świt. Dokoła panowała cisza.