Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

Obywatele byli przerażeni, uważając to za spełnienie proroctw Brata Girolamo Savanaroli. Zbliżała się chwila kary, miecz Pana zawisł nad Włochami.


KSIĘGA II.
Ecce Deus. Ecce homo.
I.

„Jeżeli, z pomocą skrzydeł, orły mogą szybować w powietrzu; jeśli ciężkie okręty żaglowe mogą się utrzymać na wodzie, dla czegożby człowiek nie mógł ujarzmić wiatrów i wznieść się w przestrzeń, prując powietrze, za pomocą przyrządu do latania?“
Leonard odczytał te słowa, pełne nadziei, które przed laty sześciu skreślił na jednym ze swoich zeszytów. Na marginesie wyrysowany był dyszel, z poprzecznym walcem metalowym, do którego przytwierdzone były skrzydła, poruszające się za pociągnięciem sznurów.
Ta maszyna wydawała się potworną w porównaniu z tą, którą świeżo ukończył.
Nowy przyrząd przypominał nietoperza. Szkielet skrzydła podobny do ręki, składał się z pięciu palców ruchomych, które mogły być zginane, a łączyły się ze sobą sznurami z surowego jedwabiu z dźwignią i podpórką na wzór muskułow.
Skrzydło podnosiło się za pomocą ruchomej listewki. Nakrochmalona materya jedwabna, ułożona, jak płetwy gęsiej łapki, rozpościerała się i składała dowoli. Skrzydła, w liczbie czterech, były przytwierdzane w tym samym porządku, jak nogi u konia, miały czterdzieści łokci długości i ośm wysokości. Dla popchnięcia, maszyny naprzód, odsuwały się wtył, a dla wzbicia jej w górę, spuszczały się nadół. Kierownik maszyny stawał przy sterze, pokrytym piórami, jak ogon ptaka i wsuwał nogi w strzemiona, które wprowadzały w ruch wszystkie sznury, dźwignie i listewki.