Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

Leonard siedział z głową spuszczoną i milczał.


W parę godzin potem mistrz przyzwał do siebie Giovanna i rzekł:
— Nie widziałeś jeszcze mojej „Wieczerzy.“ Idę do klasztoru. Pójdź ze mną?
Uczeń przyjął tę propozycyę z niewymowną radością.
Od kilku dni był zawstydzony. Nie mógł zapłacić sześciu dukatów, należnych Leonardowi za naukę, bo stryj nie przysyłał mu pieniędzy. Giovanni dostał od Fra Benedetta kilka dukatów. Starczyły na dwumiesięczną opłatę, ale zakonnik był ubogi, oddał mu ostatniego skuda.
— Mistrzu — szepnął Beltraffio nieśmiało, jąkając się i rumieniąc — mamy dziś czternastego, a według naszej umowy, powinienem był zapłacić wam dziesiątego... Wiem... pamiętam... Ale pieniędzy nie mam... Czy zechcecie poczekać?.. Merula obiecał mi dać manuskrypty do przepisywania...
Leonard popatrzył na młodzieńca.
— Nie wstydzisz się tak bredzić — zawołał ostro, ale przyjrzawszy się jego starym trzewikom i wytartemu kubrakowi, zrozumiał, że Giovanni nie ma nie tylko na naukę, ale i na odzież. Zmarszczył brwi i zaczął mówić o czem innem. Po chwili sięgnął do kieszeni i wyjął dukata.
— Giovanni — rzekł — proszę cię — kup mi niebieskiego papieru, ze dwadzieścia arkuszy, paczkę czerwonej kredy i farb. Oto pieniądze.
— To dukat. Cały sprawunek kosztować będzie kilka soldów. Przyniosę wam resztę.
— Czy warto mówić o takiej drobnostce? A na przyszłość nie kłopocz się o pieniądze. Wiem — dodał po chwili — masz mnie za skąpca. Umawiając się z tobą o miesięczną opłatę, zapisywałem w zeszycie wszystkie szczegóły naszej rozmowy: twoje nazwisko, wysokość opłaty i termin płacenia... Mam taki zwyczaj... przejąłem go od mego ojca, notaryusza Piotra da Vinci, najakuratniejszego i najrozsądniejszego z ludzi. Na nic mi się to nie zdało, — nie przysporzyło mi dochodów... Mógłbym ci powiedzieć dokładnie, ile denarów kosztowało pióro i aksamit