ściskał w palcach kiesę pełną srebra; odskakując w tył, przewracał solniczkę, sól rozsypywała się po obrusie.
Piotr, oburzony zrywał się, jedną ręką nóż chwytał, drugą — opierał się o ramię Jana, jak gdyby chciał pytać ulubionego ucznia Chrystusowego: „Gdzie zdrajca?“ Jan siedział przy mistrzu — cała twarz jasnowłosego młodzieńca, tchnęła nieziemskim spokojem — on jeden ze wszystkich uczniów nie bał się, nie gniewał, nie cierpiał; — spełniały się na nim słowa Mistrza: „Niech wszyscy bedą jednym, jako Ty, Ojcze, jesteś we mnie, a ja w Tobie!“
Giovanni patrzył i myślał:
— Czy jest na świecie większy artysta od Leonarda? A ja gotów byłem uwierzyć obmowie. Ten, kto stworzył takie arcydzieło, nie może być niedowiarkiem. — Musi kochać Chrystusa.
Ukończywszy głowę Jana, mistrz, wziął kawałek kredy i chciał naszkicować twarz Zbawiciela. Szło mu trudno. Od lat dziesięciu obmyślał każdy szczegół tego świętego oblicza, a nie potrafił odtworzyć jednego bodaj rysu. I oto dziś, jak zawsze, wobec pustego miejsca, na którem miała zajaśnieć twarz Boga — Człowieka, mistrz czuł swą nieudolność i poczynał wątpić o sobie.
Odrzucił węgiel, zatarł gąbką, co narysował i wpatrując się w obraz, pogrążył się w zadumie, która niekiedy trwała godzinami całemi.
Giovanni wszedł na rusztowanie i stanął przy mistrzu. Na twarzy Leonarda malowała się rozpacz i zwątpienie. Widząc przy sobie ucznia, przemówił do niego:
— Co myślisz o tym obrazie? — spytał.
— Nic piękniejszego nie widziałem w mem życiu!.. I nikt tego tak nie zrozumiał, jak wy, mistrzu.
Łzy drżały w głosie młodzianka.
W chwili tej wszedł Cesare de Seste z mężczyzną w ubraniu, noszonem przez zdunów. Przysyłano go po Leonarda, aby poprawił zepsute rury w łazience i w kuchni książęcej.
Leonard porzucił obraz i wyszedł, poleciwszy uczniowi, aby czekał na niego u drzwi pałacu.
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/33
Ta strona została skorygowana.